Wczoraj odbyły się nasze pierwsze klubowe zawody agility. Na terenie byli wszyscy z obu grup. Jedynym kryterium oceny był czas ( no i oczywiście trzeba było miec wszystkie przeszkody zaliczone). Pierwszy przebieg : porażka. Nie dość , że Jimmy zwiał mi do Colina, żeby mu pokazać kto to jest ważniejszy , to jeszcze ta ferelna kładka. Drugi przebieg - najlepszy. Trzeci - zdominowany przez zapach kiełbasek ( robiliśmy też grilla :P ) , ale nie było najgorzej !
Podsumowując, jestem zadowolona z Jima bo ładnie biegał, cudnie wysyłał się do tunelu. Szans na wygraną niestety nie mieliśmy z paru powodów :
- wyskok do innego samca ( kastracjo działaj w końcu :( )
- kładka, której mój pies się bardzo boi. Musiałam go sama przez nie przeprowadzić, naprowadzić itd. Wielka szkoda , że nikt o nas nie pomyślał w tej materii.
- moj dziwny brak poczucia czasu. Biegłam jak na zwykłm treningu, jakoś nie przemawiał do mnie szaleńczy bieg na czas. W zasadzie w ogóle się nie spieszyłam.
Pomiędzy bigami JJ grzecznie odpoczywał w klatce, co się chwali :)
Dostaliśmy czapeczkę, suszone kurze łapki ( pożarte w 5 sekund ), chrupeczki Fitmin i Mambę ( mmm wiśniowa ) ^^
Trochę smutno, no ale ktoś musiał być ostatni, a my byliśmy niejako na to skazani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz